czwartek, 20 stycznia 2011
Relikty świetności trzepakowo-śmietnikowej
Coś jest w tej powieści, co wciąga i odrzuca zarazem. Może ta brudna zbrodnia, krwawa zemsta, chmury dymu narkotykowego, wiadra alkoholu. Gołębiewski wprowadza nas w świat przemocy, brudnego seksu, burdeli, ponurych wspomnień, które kładą się cieniem na życiu bohaterów.
Główny bohater po latach próbuje rozwikłać okrutną zbrodnię dokonaną na swoich dwóch kumplach z warszawskiego podwórka - braciach w niewyjaśnionych okolicznościach zamordowanych na początku smutnych lat osiemdziesiątych. Teraz, w nowej Polsce, bohater nieustannie balansuje na granicy marginesu społecznego. Obraca się w środowisku zaniedbanych warszawskich blokowisk, ciemnych bram, niejasnych konszachtów między ludźmi. Kto zabił? To pytanie przyświeca mu przez cały czas. Kto i dlaczego? Wydawać by się mogło, że mamy do czynienia z czystym kryminałem. Konstrukcyjnie, z pozoru, tak. Jednak Gołębiewski chce chyba co innego przekazać na kartach swojej prozy. Kryminał, kryminałem, ale - uwaga! - latka lecą - krzyczy niemal z każdej karty powieści Madame Czterdziestka, która uporczywie puka do metrykalnych drzwi pisarza.
Toż to zarówno sentymentalny obrazek minionych lat dziecięcych kreślony ręką podstarzałego już nieco punkowca, który - co tu ukrywać - lata młodości ma już dawno za sobą. A wciąż chciałby być młody. Cały jego świat, wszyscy znajomi i przyjaciele charczą i chrypią sterani upływem czasu. Niektórzy - zniszczeni - stoją nad krawędzią grobowca. Inni dawno nie żyją. „Złam prawo" to krwawa piosnka niegrzecznego chłopca pod czterdziestkę. Z jednej strony mamy zmitologizowane dzieciństwo. Z drugiej podły świat dorosłych. Świat śmierdzący dziką fizjologią, zgniłym obyczajem i odorem przetrawionego alkoholu.
Ile w tej powieści żalu, tęsknoty za pozostawionym lata temu światem dzieciństwa i młodości! Żal wyjazdów do Jarocina, wypalonych potajemnie fajek (proceder trwa nadal, ale stracił status potajemności), wypitych wódek (proceder z wiekiem się nasila), szaleńczych wygłupów, beztroski, ostrych punkowych brzmień, nieprzespanych nocy, upojnych miłości (które teraz zastępuje kompulsywny, zwierzęcy seks, byle tylko mieć z kim).
Niewielu kolegom z tego pokolenia się udało. Świat współczesny pożarł ich gębą natarczywego kapitalizmu. Konsumpcja ich połknęła, przeżuła i wypluła. Kiedyś byli panami żoliborskich podwórek. Dzisiaj są reliktami dawnej, trzepakowo-śmietnikowej świetności. Cóż, koniec końców bohaterowi udaje się rozwikłać zagadkę, ale świat od tego się nie zmienia. Co było, to było. Nie wróci. A dzisiaj - żyć trzeba. Choć nie zawsze się chce.
Łukasz Gołębiewski, "Złam prawo", Jirafa Roja, 2010.
Subskrybuj:
Posty (Atom)