czwartek, 26 sierpnia 2010
Między nami dobrze (nie) jest?
Dramat Doroty Masłowskiej powstał na zamówienie TR Warszawa i jednego z teatrów berlińskich. Ten, kto lekturowo Masłowską zdążył już wcześniej poznać - z „Wojny polsko-ruskiej...", „Pawia królowej", czy „Dwojga biednych Rumunów..." - dobrze wie, że dobrze nie jest. I nie chodzi tutaj o poziom literacki tekstu, który w przypadku tej pisarki bynajmniej nie rozczarowuje. Rzecz tyczy się bowiem czegoś ważniejszego. Czegoś, co siedzi głęboko w płaszczyźnie fabularnej, w - chciałoby się powiedzieć - trzewiach tej sztuki.
Oto mamy przed sobą anonimowe warszawskie blokowisko. Mieszkanie-klitkę, w którym gnieżdżą się trzy pokolenia kobiet. Najstarsza - Osowiała Staruszka na wózku inwalidzkim, Halina - pokolenie średnie oraz najmłodsza - Mała Metalowa Dziewczynka. Staruszka ledwo się rusza, niewiele rozumie z tego, co się wokół dzieje, a jej życie dzieli się na dwa etapy: przed wojną i po niej. Wciąż pogrążona jest we wspomnieniach o swojej dziarskiej młodości. Halina jest jej córką i matką Metalowej Dziewczynki. To kobieta zupełnie przeciętna, stara się tkwić w świecie, w którym tkwi. Bez żadnego sensu i celu. Idzie na „zakupy" do śmietnika po najnowszy numer kolorowego czasopisma, przegląda aktualne promocje supermarketów, do których i tak nie pójdzie, rozwiązuje psychotesty, w które święcie wierzy, bo przecież zawsze wychodzą dobrze i mówią prawdę o tobie, wybiera miejsca na wakacje, na które i tak nie pojedzie. Jej córka zaś jest symbolem pokolenia najmłodszego, czyli nie dość, że zlepkiem dwóch poprzednich, które ją wychowują, to jeszcze naznaczona piętnem swoich czasów, swojej współczesności i nowoczesności. Obojętna, bezczelna, arogancka, egoistyczna. Powtarza cały czas słowo „wojna", którego chyba nauczyła się od babci. Przy czym to pojęcie nic dla niej nie znaczy. Jest puste, wręcz godne niewybrednych żartów.
Jest jeszcze drugi świat: scenarzysta, aktor, prezenterka telewizyjna i wielki bon ton, hihg life, blichtr, cosmo, vogue, ą i ę. Oni robią karierę, gardzą wszystkimi i wszystkim, co tylko odstaje od ich poczucia statusu społecznego, są wysublimowani, bywają, bo przecież bywać trzeba. Ich świat to świat gwiazd, które w telewizji pokazują zawartość swojej torebki i wszyscy się przy tym znakomicie bawią.
Czy nie jest to przypadkiem skrócone, udramatyzowane, przerobione na realia miejskie, a do tego polskie studium rozpadu? Pokazanie właśnie tych gnijących wnętrzności naszych ponurych blokowisk? Kiedyś był „Brzuch Paryża" i „Germinal" Emila Zoli. Teraz jest - już nawet nie brzuch - ale doskonale wszystkim znany tzw. pokój-kiszka w „wielokondygnacyjnym budynku ludzkim". Rozdrapane żyły naszych murów. Obnażone kawalerki, charczący show-biznes pożerający swój ogon i kąpiący się we własnym, stęchłym sosie.
Ile jadu, satyry, zgryźliwości, ba! - pogardy nawet! Ile uszczypliwości i wytykania palcami naszych wad! To na pierwszy rzut oka. To po szybkim przeczytaniu. Spójrzmy jednak na to z innej strony - ile w tym miłości i troski o nasze biedne społeczeństwo. Jak bardzo pisarka chce pokazać nam, ile jeszcze pracy przed nami, aż staniemy się dla siebie otwarci, tolerancyjni, przyjaźni, zaczniemy się uśmiechać, wyjdziemy do ludzi. Nie pozostaniemy we własnych czterech ścianach i z nosem w kapturze, tylko spojrzymy na innych, jakby nie byli naszymi wrogami. Wyzbędziemy się agresji i uprzedzeń.
Niby zabieg stary jak świat. Wytknięcie i obnażenie naszych wad i słabości, podanie ich na talerzu w formie nieco oczywiście przejaskrawionej, ale takiej, żebyśmy mogli się zastanowić, pomyśleć, zawstydzić i... no właśnie. I co? Na końcu doświadczyć katharsis? Wszak bohaterowie wzbudzają litość i trwogę. Myślę, że nie ma sensu uciekanie się do klasycznych wzorców. Tu chodzi o jedno: przejrzyj się, człowieku, w tym zwierciadle i zacznij od poprawiania siebie, zanim przyjdzie ci do głowy powiedzieć jak jedna z bohaterek: „Boże, jak ja się bałam, patrząc dzisiaj na kasjerkę w Tesco, Boże jak ja się bałam, że można się było tak zaniedbać [...] wystarczyłoby tylko parę drobnych zmian [...] i wyglądałaby zupełnie jak normalny człowiek".
Masłowska - trochę w postawie społecznikowskiej - pokazuje nam, co można zmienić. Nie mówi jak. Przypominam, że pisarka ma dopiero 25 lat. Ale chwała jej już za same spostrzeżenia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz