niedziela, 29 sierpnia 2010
Sceny dziecięce, czyli "Kinderszenen" Rymkiewicza
„Kinderszenen" to cykl miniatur fortepianowych Roberta Schumanna. Właśnie one posłużyły Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi jako tytuł jego książki. Kinderszenen, czyli sceny dziecięce - u Schumanna słodkie, niewinne i beztroskie marzenia i wydarzenia oczami dziecka. U Rymkiewicza - gorzkie, ponure i okrutne doświadczenia okresu II wojny światowej. Rymkiewicz opisuje lata niemieckiej okupacji oczami siebie samego sprzed ponad sześćdziesięciu lat. Domyślamy się, jakie to obrazy.
Nie jest to autobiografia, raczej jej wycinek, a jeszcze precyzyjniej urywek, albo wręcz urywki. Każdy z nich, jako osobny rozdział, jest wspomnieniem z dzieciństwa, miniesejem wojennym, rozważaniem o historii i jej wpływie na teraźniejszość. Wszystkie części scala jeden powracający wątek - wybuch czołgu-pułapki 13 sierpnia 1944 r. przy ulicy Kilińskiego na Starym Mieście w Warszawie. Zginęło wtedy kilkaset osób beztrosko otaczających czołg, radosnych ze zdobycia niemieckiego wozu pancernego, niewiedzących, że za chwilę nastąpi katastrofa.
Wokół tego wydarzenia Rymkiewicz snuje swoje rozważania. Czyni zeń wręcz centralny punkt powstania warszawskiego, z samego powstania natomiast najważniejsze wydarzenie w historii Polski. Jak sam pisze, ważniejszego nie było i pewnie nigdy nie będzie. Mało tego. To zdarzenie urasta do miana aktu założycielskiego współczesnej Polski. Jeszcze więcej - ma ono skutki po dziś dzień i pozostaje przyczyną wielu ważnych zdarzeń.
Czytelnika tej książki może niepokoić uproszczenie, jakiemu autor poddał analizę zachowań powstańców, ich dowódców oraz Niemców. Niepokoją radykalne wnioski wyciągane przez Rymkiewicza z opisywanych wydarzeń. Wojna nie była czarno-biała, postrzeganie tak ważnych momentów w naszych dziejach w kategorii dobry-zły, brzydki-ładny jest rzeczywiście - zgodnie z tytułem - dziecięce, żeby nie powiedzieć dziecinne. Jednak nie zapominajmy, że Rymkiewicz pisze wspomnienia małego chłopca jako dorosły, a nawet stary już człowiek.
Dziecięcym obrazkom z tamtego świata nadaje sens z punktu widzenia starca, który wiele wie. Jako osoba, która przeżyła wojnę - ma święte prawo głosić radykalne sądy. Nic nam do tego. Szczególnie tym, którzy nie wiedzą, co znaczy wojna na żywo. Jako osoba, która opublikowała taki tekst dla ogółu - Rymkiewicz w rozumieniu idei historii i powstania nie wniósł nic nowego. A nawet więcej - zbyt je uprościł, spłaszczył tylko do jednego punktu widzenia, nie zostawił miejsca na inne spojrzenie, zradykalizował i wydał jedyny według siebie słuszny wyrok.
Najlepsze fragmenty tej książki to czyste wspomnienia dziecka w okupowanej Warszawie. Napisane bardzo dobrą prozą opisy topografii, ulic, życia w mieście, wspomnienia związane ze zwierzętami (koty, żółwie, raki, kanarek), szkoła, ubiory, rozrywki towarzyskie (kawiarnie, jazda na łyżwach) - takich świadectw nam trzeba.
Gdyby zebrać tylko te fragmenty i wydać jako osobną książkę, zebrałoby się może niecałe sto stron. A niechby i tyle! Już to w zupełności by wystarczyło na niezłą książkę-pamiętnik. Wycieczka autora po ścieżkach historiozoficznych nie pomaga temu dziełu. Rymkiewicz niepotrzebnie zabrnął w chaszcze rozważań. Wygląda na to, że się pokaleczył i stracił ogląd sytuacji.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz