sobota, 28 sierpnia 2010

Asystent śmierci


Potężna, pięciusetstronicowa powieść Bronisława Świderskiego, jedna z książek, które znalazły się w finale nagrody literackiej Nike 2008, nie jest książką do przeczytania na szybko, jednym tchem. Kto szuka lekkiej, nieskomplikowanej fabuły, wartkiej akcji i błogiego oddechu zapomnienia od rzeczywistości - niech lepiej sięgnie po coś innego.

Narrator opowieści - Polak od kilkudziesięciu lat mieszkający w Danii, traci pracę. Udaje się zatem do urzędu pośrednictwa dla bezrobotnych i dostaje mało wymagającą i zdecydowanie poniżej swoich kwalifikacji - jak mu się na początku wydaje - posadę asystenta umierającego mężczyzny w jednym z kopenhaskich hospicjów. Jego zadaniem jest tylko dotrzymywanie Leżącemu towarzystwa. Tylko i aż. W tym momencie zaczyna się bowiem ciężka praca. Nie jest prostą rzeczą rozmawiać z kimś, kto znajduje się w stanie wegetatywnym, nie kontaktuje, nie odbiera bodźców. Bohater przez cały czas prowadzi więc monolog, a może raczej monodram odgrywany dla tego człowieka, którego życie nieuchronnie się kończy.

„Asystent śmierci" to powieść o największych bolączkach współczesnej Europy. To opowieść filozoficzna, społeczna, religijna, biograficzna, metafizyczna. Autor wielokrotnie porusza - co oczywiste - temat śmierci, dotyka tajemnicy czasu, przemijania, wyobrażeń eschatologicznych. Ponadto daje wyczerpujące wykłady o kondycji współczesnej Polski, Danii i Europy. Zastanawia się nad konfliktami rasowymi, płciowymi, religijnymi. Wytyka usterki współczesnego społeczeństwa, toczy rozważania nad naszą przyszłością. Ta powieść ma wiele wątków. Przewijają się obok siebie, przeplatają, nawarstwiają, by później urwać się w pewnym momencie i zostawić nas - czytelników - z samym sobą. Dać czas na przemyślenia.

Bohater czasu ma dużo, snuje więc swoje historie nieśpiesznie, czyta umierającemu gazety, prezentuje własną twórczość. Jedynym ograniczeniem będzie śmierć chorego. Ona przerwie opowieść. Nie będzie już komu tego wszystkiego mówić. Tak naprawdę jednak Leżący jest chyba tylko pretekstem (jakkolwiek okrutnie to brzmi) do spojrzenia narratora w głąb siebie, przemyślenia, przewartościowania pewnych postaw, refleksji nad mijającym życiem. Śmierć jest tu na każdym kroku. Przemijanie i upływ czasu fascynują. Wspomnienia powracają w pamięci, ale nigdy nie powrócą do życia.

Motywem, który przewija się przez całą powieść są sławne i przedrukowywane w ogólnoświatowej prasie karykatury Mahometa opublikowane przez duński dziennik „Jyllands-Posten" we wrześniu 2005 roku. Karykatury spajają opowieść. Są punktem wyjściowym narracji, katalizatorem uczuć bohatera i pretekstem do poruszania nowych tematów. Tak jakby podłożem wszelkich konfliktów były obrażone uczucia religijne. I jest w tym przecież głęboko ukryta prawda.

Po lekturze tej powieści w głowie czytelnika powstaje obraz Europy skonfliktowanej, ksenofobicznej, rasistowskiej - nawet w tak rozwiniętych i bogatych krajach jak Dania. Europy, w której każdy, kto znajdzie się nie na swoim terenie, musi walczyć o byt za dwóch, bo w każdej chwili może zostać zepchnięty na margines tego jedynego - w mniemaniu obywateli poszczególnych państw - społeczeństwa. Dostajemy w ten sposób sporą dawkę gorzkich doświadczeń emigranta na tle ważnych wydarzeń społecznych. Mamy więc miniepos w mikroskali.

I nie mamy powodów, aby nie wierzyć narratorowi w to, co opowiada. Jest on bowiem alter ego samego autora, który przez (prawie) wszystko, co opisuje w książce, sam przeszedł. Dzięki Bronisławowi Świderskiemu mamy szanse zweryfikować swoje wyobrażenia o świecie i społeczeństwie, życiu i śmierci, miłości i nienawiści w Europie. Warto z tego skorzystać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz