środa, 1 września 2010
Tutaj
Recenzowanie Szymborskiej to porywanie się z motyką na słońce. Przynajmniej takie było moje odczucie w momencie, kiedy myślałem, co by tu napisać. Zachęcać do czytania jej wierszy nikogo nie trzeba. Krytykować? Nie potrafię. Nie chcę. Nie muszę. A może właśnie powinienem? Najlepszy sposób jest zarazem najprostszy - napisać o swoich wrażeniach po zapoznaniu się z treścią „Tutaj". Nie od razu. Po ponownym przeczytaniu. Kilkukrotnym. Po wielu dniach.
Najnowszy tomik noblistki zawiera dziewiętnaście wierszy. Jest zatem dość skromny objętościowo. To oczywiście ani zarzut, ani pochwała. Po prostu taki jest. A co do samych wierszy. Szczerze - nie porywają jak kiedyś, kiedy poznawało się twórczość poetki. Pytanie tylko, czy tego się od nich oczekuje? Czy muszą porywać? Moim zdaniem nie muszą. To skromny tomik. W jak najlepszym znaczeniu. Ktoś taki jak Szymborska nie musi się już puszyć, nadymać, rozrastać do niebotycznych popisów językowych. To często domena autorów młodych, początkujących i chcących zwrócić na siebie uwagę. Ona - wystarczy, że napisze kilka słów - a czytelnicy nie będą zawiedzeni.
No właśnie - wystarczy, że napisze kilka słów. Mnie osobiście bardziej do gustu przypadły wiersze najkrótsze, te, które mają w sobie coś z aforyzmów. Ścięte celną puentą, zwieńczone zaskoczeniem przeradzającym się w zachwyt nad ich prostotą. Gorzej z tymi długimi, które wydały mi się czasem przegadane, kręcące się w kółko jakby w poszukiwaniu własnego sensu, który mógłby zostać oddany już po pierwszych dziesięciu wersach - przecież Szymborska to potrafi! Niektóre z nich wolały rozlać się na trzy strony i prowokować, kusić, szukać zaczepki do polemiki, intelektualnej bójki z nimi. Co też może świadczyć tylko na ich korzyść.
Wiele jak zwykle odniesień do codzienności, dnia powszedniego. Wiele rzeczy zwykłych, prostych. I taki sam język. To najmocniejsza strona Wisławy Szymborskiej. To też najmocniejsza strona tego tomiku. Jak można napisać o ludzkiej tragedii? Używając najbanalniejszych słów. Bez zbędnych metafor. Prostota jest najbardziej uderzająca. Wstrząsa, bo nie ubiera przeżyć w zbędne ozdobniki językowe, puste metafory, które są nam tak obce w najstraszniejszych dla nas momentach życiowych. Kobieta, która straciła ukochanego w katastrofie lotniczej nie wypowiada się językiem poetyckich porównań i wyszukanych środków stylistycznych. Mówi: „Wpadłam w gniew, bo to na pewno nie on./Nie zrobiłby mi tego, żeby tak wyglądać".
Prawda jest taka, że Szymborska nikomu ani nie musi, ani nie chce niczego udowadniać. Jako laureatka nagrody Nobla może mieć pewność, że wszystko, co napisze, będzie ważne. Niekoniecznie (choć często też) wybitne, znakomite, ale ważne.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz