poniedziałek, 13 września 2010
Dom nadzoru
Twórczości Tomasza Sobieraja, autora książki „Dom nadzoru", nie znałem wcześniej. Co więcej, nawet nie słyszałem o istnieniu samego pisarza (a także fotografika). Teraz, po lekturze tego niewielkiego zbioru opowiadań - rzecz jasna - jest mi ona bliższa. I cieszę się z tego. Cieszę się, bo też ta książka jest naprawdę dobra. Nawet bardzo.
Zawsze przed przeczytaniem książki autora wcześniej nieznanego, nawet ze słyszenia, odczuwa się pewien niepokój, czasami ciekawość, czasami książkę odkłada się na później, żeby przypomnieć sobie o niej po pół roku. Nigdy nie wiadomo bowiem, co nas czeka. W tym przypadku było podobnie. Sobieraj? A kto zacz? W życiu o nim nie słyszałem (książkę dostałem). Przyznaję, że „Dom nadzoru" leżał i czekał na swoją kolej. Kiedy zabierałem się zań, nie nastawiałem się na nic.
I przyszło to, co w odkrywaniu nieznanych literackich światów jest najpiękniejsze. Niespodzianka, nieoczekiwane, zaskoczenie, a nawet zachwyt. Jest to po prostu pięknie napisana książka. Mądra, głęboka, spokojna, przemyślana, zamknięta, dopracowana. Lubię takie czytelnicze odkrycia. Oj, lubię!
„Dom nadzoru" to pięć niedługich opowiadań. Każde o czym innym, choć utrzymane w podobnej estetyce literackiej. Poznajemy zatem mężczyznę, który wbrew sobie wykonuje znienawidzony przez siebie zawód obrzezującego, a wolność odnajduje dopiero w śmierci („Mohel"). W opowiadaniu „Panoptikum" dwoje dzieci odkrywa okrutną prawdę o sobie i swoim ojcu, kiedy okazuje się, że są tylko... (nie mogę napisać!). „Azyl"" z kolei to impresja na temat wolności sztuki i artysty w być może nieodległej przyszłości. „Wycieczka" przeraża realizmem i tym, że to literackie, fikcyjne przecież proroctwo, może się spełnić. „Instytut" natomiast to wariacja na temat eksperymentów medycznych i zabawy człowieka w Pana Boga, a do tego niesamowita ekspresja przeżyć wewnętrznych bohatera.
Co łączy te krótkie formy? Czym się wyróżniają? Co tak bardzo mi się w nich spodobało? Wszystkie opowiadania Tomasza Sobieraja są niezwykle klimatyczne, mają w sobie coś z wielkiej tajemnicy, czasami bardzo przerażającej, niebezpiecznej, przez to też pociągającej, wciągającej czytelnika w mroczny, chwilami albo niezwykle realistyczny, albo zupełnie odrealniony świat.
Przepełnione są wizjami, które porównywane są do tych, jakie możemy znaleźć w dziełach Kafki czy Schulza. Inspiracja Sobieraja, szczególnie tym drugim pisarzem, jest widoczna i bardzo dobrze wykorzystana. Uderzają nie tylko wizje, obrazy, klimat opowieści, ale również język - niemal poetycki, cichy (jeśli można tak go określić), bogaty, czysty, a przy tym wartki.
Pełno w tych utworach szalenie mądrych, filozoficznych przemyśleń, spostrzeżeń na temat społeczeństwa, życia, śmierci, relacji między ludźmi - czyli de facto tego wszystkiego, co zawsze nas interesuje i co znajdujemy w większości dzieł literackich. Ale ta forma! Forma! Forma, styl i treść! Nie jestem w stanie doczepić się do niczego. Straszne. Dziwne. Prawdziwe. Szczere gratulacje dla autora!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz