wtorek, 28 września 2010
Prowadź swój pług przez kości umarłych
Niemałą odwagą trzeba się wykazać, by nagle - po kilkunastu latach tworzenia powieści tzw. poważnych - z premedytacją i publicznie przyznać się do tego, że taka forma pisarstwa męczy. I jawnie, a nawet bezczelnie przejść do gatunku z niższej półki rankingowej - do zwykłego kryminału!
A, fuj! Jak tak można? Obruszyli się z pewnością niejedni. Inni w tym czasie kręcili głowami, nieliczni może wierzyli w powodzenie tego przedsięwzięcia. Bo chociaż ostatnio kryminały koślawo, ale jednak wychodzą z literackiego bagniska (dość wspomnieć o Marku Krajewskim - restauratorze gatunku), to nadal są postrzegane jako nie ta najwyższej próby literatura, nie ta Piękna, nie ta przez duże „P". A jednak pozory mylą!
Tokarczuk postanowiła zabawić czytelnika, albo może zabawić się z nim - gatunkiem, konwencją, formą, tematem. Otrzymaliśmy powieść ni to czysto kryminalną, ni to stricte thrillerowatą. Autorka raczy nas połączeniem traktatu ekologicznego z mocnym wątkiem antymyśliwskim; okruchami poezji Williama Blake'a, cytatami i przysłowiami z jego twórczości; zagadką kryminalną, którą większość czytelników z pewnością rozwiąże w mgnieniu oka; sielskim lub mrocznym (w zależności od pory dnia lub roku) klimatem górskiej wsi na pograniczu polsko-czeskim; w końcu domorosłą astrologią, raczej amatorską zabawą niż poważną nauką, chociaż traktowaną z dużą dozą szacunku i wiary weń.
Główna bohaterka, Janina, o poczciwie brzmiącym nazwisku Duszejko, ma swoją własną teorię na temat morderstw popełnianych w okolicy, gdzie kilka domków na krzyż i niewielkie miasteczko nieopodal sprawiają, że wszyscy znają się jak łyse konie, albo przynajmniej kojarzą się z widzenia. Oczywiście nikt nie chce jej wierzyć i traktuje jak dziwaczkę, wariatkę, czarownicę bez mała. Kryminalna formuła powieści jest jednak tylko swego rodzaju formalnym chwytem, otoczką, do której nie należy zbytnio się przywiązywać.
Aby nie doszło do nieporozumień, do powieści należy podejść w jeden tylko - moim zdaniem - możliwy sposób. Należy kategorycznie i bezwzględnie zachować dystans. Inaczej nici z refleksji. Inaczej przyjemność szlag trafi, a wszelkie próby zrozumienia przesłoni zbytnia wiara w ulubione zajęcie krytyków (tutaj miejsce na autoironiczny uśmiech) - szufladkowanie. Jeśli ktoś bowiem zechce czytać „Pług" jak kryminał, którym to książka została okrzyknięta, srogo się rozczaruje. Jeśli podąży tropem thrillera, o którym wspominała sama autorka, też nie przewróci ostatniej strony z poczuciem zadowolenia.
Nie kręć nosem ponad pługiem
Idźmy więc tropem samej autorki, która - powtarzam - chciała oderwać się od tradycyjnej linii swojej twórczości, szczególnie po „Biegunach", i spróbować nowej formy, może mniej wymagającej, niezbyt poważnej (poważanej?), lżejszej po prostu. Czytelniku, pójdź tą samą drogą w czasie lektury! Odetchnij i ty po wymagających większego skupienia „Biegunach". Zdystansuj się do formy! Nie doszukuj się innych treści poza tymi, jakie autorka podstawia ci pod nos! Wtedy osiągniesz sukces interpretacyjny i czytelnicze spełnienie.
Mam wrażenie, że gdyby wszyscy, którzy kręcą nosami nad „Pługiem", spuścili trochę z tonu, wyzbyli się nadętej bufonady i podeszli do książki Tokarczuk z radosną chęcią nieskrępowanego siermiężną powagą czytania, odkryliby, że nawet autorka „Prawieku" może pisać z dystansem nie tylko do rzeczywistości, do literatury i do czytelnika, ale także do samej siebie. Któż z nas nie miał bowiem wrażenia, że urocza i momentami zabawna pani Duszejko to alter ego samej pisarki?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz