środa, 13 października 2010

Jakbyś kamień jadła


Kości. Strzępy ubrań. Strach. Wojciech Tochman opisał masowe egzekucje muzułmańskich Bośniaków w latach 90. XX wieku. A raczej to, co po nich zostało.

Na podłodze wielkiej hali leżą poukładane setki ubrań. Bluzki, spodnie, koszulki. Wykopane z ziemi, wyciągnięte z jaskiń, oddzielone od kości i wyprane. Trzeba tylko pamiętać, w co był ubrany syn, córka, matka, brat, ojciec, siostra tamtego dnia. Może ktoś skojarzy kawałek naszyjnika ze sztucznych pereł. Może matka zauważy łatę na rękawie swetra, którą kiedyś naszyła synowi. Tylko tak można rozpoznać swoich bliskich.

Reportaż Tochmana to opowieść o pracującej przy ekshumacjach w Srebrenicy doktor Ewie Klonowski, antropolożce polskiego pochodzenia mieszkającej w Reykjaviku. Po wojnie w byłej Jugosławii takie osoby jak ona mają pełne ręce roboty. Tysiące ludzi zginęło. Rodziny chcą ich pożegnać i pochować. Właśnie dla nich pracuje doktor Ewa. Przy okazji wykopuje spod ziemi wojenną prawdę dla świata. Jednak najważniejsze są rodziny i bliscy ofiar. Ich przemożna potrzeba pogrzebania ciał dzieci, mężów, matek jest instynktownym wypełnieniem rytuału, bez którego nie da się żyć.

To także opowieść (jakże okrutnie brzmi to słowo w takim kontekście, opowieść!) o bólu, łzach, rozpaczy. To relacja o ludziach. Relacja, która wsiąka w naszą wyobraźnię palącym bólem. Bo tylko wyobrażenie sobie podobnego cierpienia jest w stanie choć trochę zbliżyć nas, czytelników, do tamtych wydarzeń. „Kiedy się patrzy na tak straszne nieszczęścia, to szalenie mocne staje się poczucie, że najpierw jest się człowiekiem. A dopiero później człowiekiem określonej narodowości. Człowieczeństwo łączy w nieszczęściu, w jego przeżywaniu" - te słowa Tadeusza Mazowieckiego stanowią motto książki.

Suchy język relacji, nieubarwiany nadmiernie kwiecistymi słowy, pozwala naszej wyobraźni dotknąć niemal każdego szczegółu. Spojrzeć na ekshumowane kości nie jak doktor Ewa, przez pryzmat pracy (choć i jej zdarzają się momenty załamania), lecz oczami matek, braci, żon na własne dzieci, siostry, mężów. Wtedy kawałek gnijącej koszulki i fragment roztrzaskanej czaszki będzie dla nas tym, kogo kochamy. I chcemy wreszcie opłakać. To po kilku latach od zbrodni przynosi ulgę.

„Kopałam, wiedząc, że trafię na dzieci. Mnie jest wszystko jedno, czy wykopuję dziecko, czy starca. Kości to kości. Z tą tylko różnicą, że u dzieci jest kosteczek więcej, są mniej trwałe. No i trafiłam na takie kosteczki, jakich się spodziewałam. I na zabawkę obok - figurkę Supermana. Trzeba go było włożyć do plastikowej torebki. Nie mogłam. Trzymałam to w ręku, nade mną ojciec dziecka. Czułam, że nie dam rady. Zacznę płakać. Tłumaczyłam sobie: Ewa, ktoś tu musi pracować. Kości to kości. To jest zabawka znaleziona przy kościach. Musisz ją włożyć do plastikowej torebki i zająć się następnym ciałem".

Wojciech Tochman, "Jakbyś kamień jadła", Czarne, 2008.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz